Forum Gra oparta na Władcy Pierścieni. Strona Główna Gra oparta na Władcy Pierścieni.
Forum o Władcy Pierścieni
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Przygody Bezimiennych oceniajcie..

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gra oparta na Władcy Pierścieni. Strona Główna -> Opowiadania i wiersze
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Glorfindel
Król Śródziemia



Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1137
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:35, 28 Gru 2006    Temat postu: Przygody Bezimiennych oceniajcie..

Rozdział 1

Wyzwanie



- Widzę… już widzę!!! W końcu zemszczę się na królu wrzucając go do lochu do którego on wrzucił mnie. – Krzyknął generał Lee który pałał złością do Rhobara II. Statek powoli podpływał gdy z okna zamku wydobył się oślepiający blask który powoli rósł i rósł.
Słomiane dachy niegdyś wyglądające jak pola pszenicy spowite były w ogniu. Piękne kamienice zostały zburzone i zamazane krwią. Toczyła się walka. W chwili blasku zaprzestano. Razem z falą rozrastała się ilość zabitych. Fala ustała. Gdy statek próbował wpłynąć do miasta uderzał o barierę ludzi fala zabijała rażąc piorunem. Statek zawrócił lecz nie obyło się to bez ofiar. Stojący na dziobie dzielny wojownik noszący przydomek Wilk porażony prądem padł i powoli umierał. Nikt nie odważył się podejść do konającego towarzysza ze strachu że sami tak skończą. Jedynie kowal Bennet przemawiał powoli do Wilka starając się ukoić jego ból przejmując wyładowanie na siebie. Niestety obaj skończyli źle. Gorn podniósł ich, położył na szalupy i spuścił je do wody. Poniosły ich daleko w morze gdzie mogli znaleźć ukojenie w śmierci.
Po dniu płynięcia Gorn powiedział do Lee:
-Co o tym sądzisz? Co to była za bariera i czemu raziła nas przyjaciół króla? A widziałeś te ciała orków i paladynów? Tam była bitwa. – Wykrztusił Gorn który był dość przejęty zdarzeniami wczorajszego dnia.
-Przyjaciół króla? Mów za siebie! To przez niego musiałem siedzieć przez 7 lat za bariera za niesłuszne osądzenie! Teraz się zemszczę. Wrzucę go do mego starego lochu a potem wyślę w puszczę do bestii które rozszarpią go. Dobrze mu niech go orkowie zabiją jeśli mi się nie uda.- Odpowiedział z przekąsem Lee. Teraz siedzieli w milczeniu. Gdy po chwili z bocianiego gniazda krzyknął Lester.
- Ciekawe czemu orkowie zaatakowali Vengard! Choć mi to obojętne kto wygra. O chwila! Widzę już ląd!!! Latarnia morska a za nią mała wioska! Co robimy?
-Płyniemy tam. Zacumujmy gdzieś statek w bezpiecznym miejscu. Milten, Diego, Gorn i Lester pójdę z wami do tej wioski. Reszta niech pilnuje statku. – Powiedział widać iż doświadczony wojownik.
- Dobra! Chodźmy! Może zabijemy sobie jakiegoś orka w drodze do wioski. Hehehe. – Powiedział Gorn – A ty przyjacielu jak ty masz w ogóle na imię?
- Ech nie wiem. Chyba po prostu nie mam imienia. – Odpowiedział uśmiechem „Bezimienny”. Wyszli po sznurowanej drabinie z statku. Nagle Milten potknął się i rozbił kolano.
-Ech chwila zaraz się uleczę. – Wyjął kamień i wymówił jakieś słowa przykładając kamień do kolana. Bez skutku. – Co?? Moje runy nie działają?! Jak to możliwe!! Chwilę! – Popatrzył ze strachem w oczach na małego jaszczura przechodzącego obok. Wyjął inną runę i wymówił jakieś słowa. Nic się nie działo – O nie! To niemożliwe! - Teraz wziął kartkę i wymówił zaklęcie które mu pomogło. Lecz sam pergamin zniknął – Runy… Tylko nie to. Muszę przerzucić się na zwoje których też mam mało. Chwilkę zaraz wracam. Wezmę swój kostur.

Wysoka trawa pod silą wiatru szumiała, pod nogami naszych bohaterów wiły się węże, skakały króliki, a szybkie, zwinne jaszczurki chowały cię w skalnych otworach. Milten wszedł na statek, do swojej kajuty. Z pod łóżka wyjął duży kostur którego czubek promienił się ogniem. no
- Stary kolego. Nie wiedziałem że jeszcze kiedyś cię użyję. Chwila zapomniałem o czymś.. Wezmę jeszcze mój stary puchar. W końcu on doładowuję twoją energię – Powiedział Milten.
Zza drzwi wyszedł Watras z zdziwieniem w oczach.
-Moje runy straciły światło! To dziwne. Gdzie się udasz? Ja idę do Varantu tam podobno zjawili się magowie wody. Padają prastarą magię która zastępuje runy. Dołączę do nich. Słyszałem też iż w Nordmarze jest klasztor magów ognia. Ty pewnie tam pójdziesz, no nie? – Powiedział Watras który stał się już nieco spokojniejszy.
- W takim razie odwiedzę ten klasztor. Dobrze ja idę do reszty. Zaraz wracamy! – Krzyknął Milten i pobiegł do reszty ze swym starym kosturem. Biegł przez plażę. Po chwili doszedł do wspomnianej wcześnie chatki rybackiej gdzie zobaczył Lestera.
-Orkowie! Orkowie są w tym miasteczku! Biegnij do nich. Są przed miastem. – Krzyknął niespokojnie Lester.
Milten bez słowa pobiegł do przyjaciół. Zobaczył ich przygotowujących się do walki.
-A na mnie kto zaczeka? – Krzyknął Milten z uśmiechem.
-Chicho! Orkowie pełnią straż i mają uszy i oczy szeroko otwarte. Cała ludność jest niewolnikami. Na szczęście udało mi się dać im trochę broni co nas wspomoże w walce. – Mówił chaotycznie Diego.
- Dobra. Kiedy atakujemy? – Spytał się bezimienny – Może teraz?
- Wejdźmy tam jakby nigdy nic i pobijemy ich od środka. – Powiedział Gorn z powagą co przekonało resztę.
- A Lester? Co z nim? – Wypytywał Milten.
- Miał sprowadzić posiłki. Dobra za późno potem to sprawdzimy. Atakujmy. – Krzyknął chaotycznie Gorn po czym wszedł do miasta. Taką czynność uczyniła także reszta.
Weszli do miasta. Na twarzy Bezimiennego pojawił się prowokacyjny uśmiech. Orkowie zdenerwowani wyjęli broń. To samo zrobili nasi bohaterowie i niewolnicy. Zaczęła się krwawa walka. Milten miotał kulę z swego kostura, Gorn toporem przecinał wrogów na pół, Diego z strzałami przybijał orków do drewnianych domów tylko bezimienny tylko udawał że zabija orków jakby się wahał pytając sam siebie : Po czyjej być stronie? Nim odpowiedział sobie na to pytanie bitwa się skończyła, a Milten zabił ostatniego orka który uciekał w popłochu.
-Hehe ale im dokopaliśmy – Powiedział Gorn do naszego bohatera.
-Taa dokopaliśmy, dokopaliśmy. – Odpowiedział znudzony i zmartwiony bezimienny.
- Co zrobiliście?! Orkowie może pozwolili by nam żyć. Teraz Xardas wyśle ich więcej by nas zabili! Lepiej od razu udajcie się do Reddock bo sami sobie nie poradzimy . – Powiedział grubszy człowiek wyglądający na starszego wioski.
-Reddock? Co to takiego? – Spytał Bezimienny bez krzty zainteresowania.
- To tajna baza buntowników. Idź tam i ich sprowadź. – Powiedział zarządca
Bezimienny odwrócił się i poczmychał w stronę przyjaciół.
- Słuchajcie nie mam dużo czasu. Idźcie do tego Reddock a ja muszę coś załatwić w górach w centrum Myrtany. Dobra muszę iść. – Powiedział bezimienny zaraz chowając się za mur. Gdy Milten wychodził bezimienny wsunął mu do kieszeni rękę wyjmując piękny puchar który żarzył się ogniem. Zdjął mu też niepostrzeżenie ognisty kostur. Milten nic nie zauważył.
Bezimienny udał się teraz w stronę statku. Piasek na plaży był już nieco chłodny po południowym upale, na brzegu ganiały się topielce. Bezimienny zobaczył odpływający statek i postacie w czerwonych zbrojach którzy wyrzucili do wody ładny metalowy kufer. Bezimienny popłynął tam. Woda była zimna. Bezimienny wyłowił piękny kufer wiedząc już co tam jest. Szedł kawałek aż do stromych skał. U ubocza góry była mała jaskinia. Bezimienny powiesił na drzewie swoją starą zbroję aby wyschła. Wyjął z kuferka jakieś ubranie i je założył. Wyglądał jak bogaty obywatel miasta lub może jak magnat. Rozpalił ognisko a następnie z dna kuferka wyłożył kilka kamieni oraz zwoje pergaminu. Przejrzał wszystko a następnie położył się spać. Obudził się o świcie. Od razu schował do kufra już suchą zbroję oraz kamienie i pergaminy. Udał się teraz na północny zachód gdzie miał zamiar pogłębiać swą magię. Szedł bez przeszkód przez lasy i zbocza skalne. Widząc z daleka wiele stworów. Gdy dotarł do wielkiej doliny otoczonej stromymi skałami wyjął pergamin i wymawiał dziwne słowa w starożytnym języku. Z ziemi zaczęły wychodzić szkielety i ożywieńcy.
-Idźcie i wydobywajcie surowce. Żelazo! Usypcie wielką gorę żelaza a potem wybudujcie mroczną wieżę. - Bezimienny nim się obrócił miał już wielką stertę żelaza, magicznej rudy oraz złota. Potem wydał kolejne rozkazy.
Budujcie wieżę z żelaza i złota, Wnętrze wygładźcie rudą! Zróbcie ołtarz i trzy pomniki.
Innosa, Adanosa i Beliara. – Bezimienny czekał chwilę. Po kilku godzinach wieża stała. Była ogromna. Miała 5 pomieszczeń. Bibliotekę, salę alchemiczną, salę przywołań, miejsce codziennego użytku oraz wielką kaplicę, gdzie były trzy pomniki.
-Hahaha! Osiągnę wszystko. Spoczywajcie powrotem. Idźcie do grobów i w otchłań Beliara. – Powiedział bezimienny a szkielety zniknęły. Bezimienny pobiegł do Sali przywołań. Klęknął przy ołtarzu i wypowiedział dziwne słowa. Przed nim znalazła się piękna ciemna szata. Ozdobiona złotymi kolcami. Była to szata ciemnego maga. Bezimienny założył ją a stare ubrania spalił. Ponownie klęknął przed ołtarzem i wypowiedział kolejne dziwne słowa. Teraz znalazł się tu miecz. Był dość dziwny bo promieniowała z niego każda energia jaka jest tylko na świecie. Bezimienny założył go na plecy po czym ponownie klęknął i wymówił słowa w starym języku demonów. Teraz pojawiły się tu demony. Były całe czarne, oczy płonęły purpurowym ogniem. Miały miecze które buchały ciemnymi mocami. Kości skrzydeł zakończone były kolcami. Demony miały rogi. Patrzyły na swego nowego pana z wielkim szacunkiem. Demony rozeszły się do różnych miejsc. Strzeżenie tych miejsc było ich zadaniem. Kilka z nich poleciało pilnować wszystkiego z góry, inne strzegły jaskiń i głównego wejścia. Demony były także w samej wieży.
Bezimienny znał sztuki magiczne jeszcze z Khorinis gdzie niegdyś uczył się tego od Pyrokara najwyższego maga ognia. Bezimienny nie wyszedł jeszcze z komnaty przywołań. Położył na ołtarzu skradziony ognisty puchar oraz berło Miltena. Mówił teraz słowa w języku ludzkim a brzmiały one.
-Niech obdarzony łaską bogów człowiek się tu znajdzie. Niech walczy dla mnie z tym z kim ja chcę. Niech zdobywa dla mnie rzeczy, upragnione od lat. Niech będzie człowiekiem i pół Demonem. Niech wpłynie na niego moc wybrańca której ja się pozbywam. Lendos Metanum!!!
W tej chwili znalazł się tu człowiek. Miał ok. 20 lat. Miał krótkie włosy. Jego gałki oczne były ledwo widoczne i sprawiał wrażenie ślepego ale miał oczy jak orzeł. Wychodziła z niego dobra energia. Miał metalową zbroję pokrytą rudą, z zdobieniami ze złota. Miał silne ręce jakby przeżył setki wojen. U boku spoczywał miecz zdobiony runami. Z miecza owego rzucić można było wszystkie zaklęcia. Na plecach wisiał mu ładny łuk. Był z wierzby ale wierzby która dawno wymarła, która miała gałąź nie do złamania. Ów człowiek wyszedł poza pentagram i przemówił głosem bardzo silnym i dźwięcznym.
- Gdzie ja jestem. Kim ja jestem? Co ja tutaj robię. Kim jesteś starcze?
- Jesteś w mojej wieży jesteś wybrańcem bogów. Nie masz na razie imienia. Ale czemu masz niemieć? Od dziś zwiesz się Rodrigez. Ja też kiedyś byłem wybrańcem. Ale jestem już zbyt stary by to wykonywać. A po drugie oddałem się nekromancji. Sprowadziłem cię tu byś mi służył. Musisz zdobyć kilka rzeczy i sprowadzić kilku ludzi do mnie. – Odpowiedział Xardas po czym dodał – Wyciągnij miecz. Zobaczę jak sobie radzisz w walce. Może przeoczyłem coś podczas wymawiania zaklęcia. – powiedział po czym wyciągnął miecz.
Rodrigez wyciągnął miecz, przybierając pozę gotową do walki. Ruszył na Bezimiennego. Zadał cios od dołu co Bezimienny odparował i pchnął Rodrigeza w brzuch. Tamten szybko i zręcznie obronił się po czym zadał mocny cios obrotowy. Bezimienny odparował i schował miecz.
- Tak. Z walką u ciebie jest doskonale. Teraz żuć na mnie zaklęcia z miecza. – Powiedział Bezimienny.
- Po co to wszystko? – Spytał się Rodrigez.
-Nie gadaj tylko atakuj – Odkrzyknął Bezimienny.
Rodrigez pchnął mieczem w powietrze. Z miecz wyskoczył golem ognisty. Bezimienny zrobił duże oczy po czym zgasił golema zabierając mu życie.
-Rzuć jakieś zaklęcie bojowe. – Powiedział Bezimienny po czym przygotował się do odparowania. Rodrigez podrzucił miecz w górę. Miecz obracał się a następnie wpadł z powrotem w ręce Rodrigeza. Z góry zaczął się sypać ogień który Bezimienny zgasił zaklęciem lodu.
-I magią posługiwać się umiesz. A co powiesz na trening strzelania z łuku? Twoje oczy nadal są w porządku? – Wypowiedział Bezimienny z podziwem w oczach. Nagle Bezimienny machnął ręką. W owej chwili jeden kamień który leżał na dworze uniósł się w górę. Rodrigez
Bez słów wyjął łuk i napiął cięciwę. Wycelował i po kilku chwilach kamień rozłupał się na dwie części.
- Doskonale! Jesteś już gotowy. Mam dla ciebie jedno małe zadanie wstępne. Nasza wieża jest pusta. Przywieź karawaną dwa łóżka, dwa stoły alchemiczne, kilka szafek na książki, dwa kufry i kilka półek. – Powiedział Bezimienny z chytrym uśmieszkiem na twarzy. – Masz to powinno wystarczyć. – Powiedział wręczając Rodrigezowi 20000 złotych monet.
- Gdzie to wszystko znajdę?! – Spytał z przekąsem Rodrigez.
- Na południe stąd jest Montera. Miasto handlowe. Jak chcesz to kup całą karawanę i pobądź chwilę w tym mieście. Masz tu 10 mikstur leczniczych, mapę, 10 mikstur many oraz 5000złotych monet. A więc idź. – Powiedział Bezimienny.
Rodrigez wyszedł bez słowa. Szedł chwilę przez las. Usłyszał małe brzęczenie za krzakami nagle zza krzaków wysunęła się głowa.
- Tty też jesteś tym..m dem. de.. Demonem? – Spytał jakiś mały dzieciak.
-Nie jestem Rodrigez. O co ci chodzi? – Spytal ze zdziwieniem Rodrigez.
- Zgubiłem się! Mieszkałem na farmie chyba na północ stąd. Wybrałem Się do lasu nazbierać trochę dzikich jagód. Ale nie wiem gdzie jestem. Dookoła te ciemne postacie i.. i wilki. Proszę pomóż mi! – Odpowiedział ze strachem mały chłopiec.
-No dobra choć za mną. Zaprowadzę cię na ta farmę. – Powiedział Rodrigez. Po czym udał się na północ. Szli przez las. Podleciał do nich demon który po ujrzeniu Rodrigeza odleciał. Chłopiec się wystraszył ale po chwili doszedł do siebie. Szli dalej przez las po chwili wyszli na pole. Widać już było budynek i wiatrak.
-Dom! Dom! Chura! W końcu! Dziękuję. Choć ze mną. Rodzice cię wynagrodzą. – Rodrigez poszedł za nim. Zobaczył dwa demony na farmie. Podeszli tam. Rodrigez powiedział do Demona
- Co ty tu robisz, zmykaj! Zaraz cię wyśle poza sfery czasowe. Tak samo resztę demonów które będą nękały farmy. – Powiedział wyjmując miecz. Demony szybko odleciały. Rodrigeza powitali zadowoleni rodzice.
-Dziękuję ci panie! Przyjmij to jedzenie jako wyraz naszej wdzięczności. Nic więcej nie posiadamy – Powiedziała kobieta dając Rodrigezowi Chleb, kawałek pieczonego mięsa oraz gulasz i flaszkę wina.
-Dziękuję. Żaden problem. – Powiedział Rodrigez powoli udając się w stronę Montery. Dojście tam nie sprawiło mu żadnych problemów. Montera była otoczona grubym kamiennym murem. Bezimienny wszedł do miasta. Panował tam zaduch. Słońce było tam wyjątkowo gorące. Flagi powiewały na szczytach zamku. Rodrigeza zaczepił jakiś człowiek wyglądający na kupca.
-Witam! Mam najlepsze rzeczy w moim sklepie. Tanie oraz doskonałej jakości.
- A masz stoły alchemiczne, łóżka, szafki na książki, pulpity, kufry i kilka półek? – Spytał się Rodrigez unosząc rękę.
-O ja mam tylko to. Ile załadować? – Spytał z chytrymi wielkimi ślepiami człowiek.
-Łóżek, stołów alchemicznych, pulpitów po dwa. Do tego , 5 szafek na książki, 5 półek, 12 krzeseł i jeden 12 osobowy stół. – Powiedział Rodrigez. Przy tych słowach kupcowi oczy zalśniły złotem. Nagle Rodrigez usłyszał.
-Uwaga! Kto zawalczy i wygra z niepokonanym Angarem dostanie!? Tą piękną magiczną starą tarczę! Podobno należała do pierwszego na świecie paladyna. Zapraszam! – Rodrigezowi zaświeciły się oczy.
-Niech pan pakuje. Ja idę zdobyć tarczę. – Powiedział Rodrigez po czym pomknął na arenę.
- Chcę walczyć z tym „niepokonanym”. – Powiedział Rodrigez do organizatora.
- A wiec idź na arenę! On już czeka – Powiedział z podziwem w oczach organizator.
Rodrigez pomknął na arenę. Spotkał tam już gotowego do walki człowieka który czyścił miecz. Ów człowiek wstał i odrzucił kamień polerski. Przyjął postawę do walki. Rodrigez także wyjął miecz. Przeciwnik na widok miecza oniemiał, nie poddawał się jednak. Wiedział iż walczy o swoją wymarzoną tarczę. Ruszył do ataku. Zamierzył się do pchnięcia. Rodrigez wykorzystując to zaczął ciąć przeciwnika starając się trafić w ręce. Trafił jeden, drugi i trzeci raz. Owy silny człowiek upadł z wyraźnym odczuciem bólu. Był to jednak ból przegranej. Rodrigez złożył miecz i pomknął do organizatora.
- I się spełniło! Masz tarczę. Możesz powalczyć jeszcze na naszej arenie z potworami za kamienne tabliczki. Co ty na to? – Powiedział organizator.
- Nie dziękuję. Mam już tarczę i to mi wystarczy. Dowidzenia – Powiedział Rodrigez i założył na plecy tarczę. Był zmęczony po ciężkiej walce. Mimo to poszedł wolnym krokiem do kupca.
-Witam już pan załadował? – Spytał Rodrigez gdy oczy same mu się zamykały.
-Tak. Wszystko jest tam. Zamykamy za tymi murkami nasze towary by nikt ich nie ukradł. Proszę oto klucz do przegródki numer 3. – Krzyknął kupiec.
-Dobrze. Jutro tam zajrzę. Teraz chce mi się spać. Wie pan może gdzie jest jakaś dobra gospoda? – Spytał Rodrigez gdy oczy same mu się zamykały.
- Aaa tam na rogu. Jest doskonała. Polecam ją – Powiedział kupiec.
Rodrigez bez słów pomknął do gospody. W czasie drogi zaczął padać deszcz. Rodrigez stał się nieco żywszy i nie był już taki senny. Zobaczył gospodę. Wszedł do niej. Kilku ludzi grało cichutko na lutniach. Muzyka pieściła uszy. Rodrigez podszedł do grubego karczmarza.
- Witam szanownego pana. Chciałbym coś zjeść, czegoś się napić i wynająć pokój. Ile będzie to kosztowało? – Mówił Rodrigez.
- Proszę usiąść zaraz przyniesiemy panu jedzenie i przygotujemy pokój. – Odparł ignorancko karczmarz.
Rodrigez siedział przy stole. Zza drzwi kuchennych wyszła kobieta która przyniosła Rodrigezowi jedzenie.
-Dziękuję – Powiedział Rodrigez.
Miał na talerzu duży udziec, ziemniaki i surówkę z roślin leczniczych. Zajadał to długo. Do tego popijał wino. Gdy już wszystko zjadł powiedział do karczmarza.
-Jeszcze jedno wino proszę!
Czekał chwile. Po chwili wino znalazło się na stole. Rodrigez wypił wszystko Wino bardzo mu smakowało. I zamówił jeszcze jedno. Po wypiciu kolejnej butli Rodrigez poszedł chwiejnym krokiem do swego pokoju. Schował rzeczy do kufra i zanurzył się w miłym śnie… Rankiem obudził go głośne krzyk i dźwięk rogu.
Wyjrzał przez okno. Zza murów widać było pełno orków.
Szybko się ubrał wziął do ręki tarczę oraz miecz i poszedł walczyć.
Paladyni walczyli. Rodrigez zobaczył jednego z nich walczącego z 10 orkami poszedł mu pomóc. Po drodze zabił pchnięciami dwa orkowe psy. Skoczył od tyłu na orka i ogłuszył go tarczą. Resztę spalił mieczem. Gdy było już po walce. Paladyn zagadał do Rodrigeza
-Dziękuję. Nazywam się Wenzel. Widać już że bitwa o Monterę jest przegrana. Schowam się do jaskini. Znasz jakiegoś potężnego maga? Jeśli tak proszę zanieś ten puchar do niego Już się zbliżają! Uciekaj! – Krzyknął Wenzel po czym zniknął w lesie. Z miecza zaczęły tryskać błyskawice które zabijały orków. Wyglądały jak nocne burze w Nordmarze. Rodrigez wyjął miecz i ukrył się w lesie. Przeczekał walkę lewitując pomiędzy drzewami. Gdy już było spokojnie przeleciał nad murem i otworzył skrytkę w której były towary. Przygotował się. Wsiadł na konie i walnął je batem. Konie wywarzyły drzwi. Karawana galopem kierowała się w stronę bramy. Rodrigez z koni strzelał kulami ognia w orków. Gdy już wyjechał z miasta od razu skierował się w stronę wieży. Teraz nieco zwolnił. Bez przeszkód dotarł do wieży. Demony zaczęły ustawiać rzeczy w wieży. Rodrigez wolnym krokiem poszedł do Bezimiennego. Bezimienny siedział na już ustawionym fotelu.
-Noo dobrze się spisałeś. Ale nie będę cię teraz chwalił musimy jak najszybciej znaleźć puchar ognia. – Powiedział Bezimienny
-Chodzi o ten puchar? – Spyta Rodrigez pokazując puchar Wenzela.
- Skąd go masz? Tak to ten. Choć do komnaty przywołań. – Krzyknął niecierpliwie.
- Co chcesz z nim zrobić? – Spytał Rodrigez.
- Zniszczyć. To osłabi paladynów i wtedy zdobędziemy całą Myrtanę. – Powiedział Bezimienny z dumą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gra oparta na Władcy Pierścieni. Strona Główna -> Opowiadania i wiersze Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin